To, co wydarzyło się w zeszłym roku zdawało się wciąż wisieć w powietrzu. A ja nadal nie potrafiłem w to uwierzyć. Dobra, może raczej – nie chciałem. Wciąż zdawało mi się, że Louis wyjechał po prostu gdzieś daleko, a ja wkrótce się z nim zobaczę. Tyle, że owa dal, była nieosiągalna, a możliwość ponownego ujrzenia jego uśmiechu dawały mi tylko stare zdjęcia.
I niby znałem dokładnie wszystkie fakty, wiedziałem co się stało, ale moja podświadomość skutecznie wypierała wspomnienia tamtych wydarzeń. Szczerze mówiąc, radziła sobie z tym tak dobrze, że sam nie pamiętałem już zbyt dokładnie co się stało. I jakoś tak, wcale nie miałem zamiaru zmieniać tego stanu. Jest jak jest, żyjemy dalej, tak samo jak wcześniej, tyle że bez fanfar i wszechobecnych pijawek, które chcą wiedzieć wszystko.
Ostatnio coraz częściej przychodziły takie momenty, w których nachodziło mnie na tego typu, durne przemyślenia. Od kilkunastu godzin przemierzaliśmy razem z Zaynem i Carolle pustynne krajobrazy Nevady i Arizony, nic więc dziwnego, że obecność wiecznie tego samego widoku za oknem zaczęła w końcu lasować mi mózg.
Bez zbędnego zamieszania opuszczaliśmy Zachodnie Wybrzeże, zapuszczając się coraz bardziej w środkową część kraju. I nie wiem, do jasnej cholery, kto wpadł na jakże genialny pomysł podróży samochodem.
Droga numer czterdzieści pięć dłużyła się niemiłosiernie i kiedy ochota wyskoczenia za drzwi zaczęła mi niebezpiecznie przybierać na sile, Carolle włączyła lewy kierunkowskaz, po czym z nikomu znanych powodów skręciła prosto w sześćdzisiątkę szóstkę. A przynajmniej tak podpowiadała mi mapa, którą zacząłem przeglądać z nudów jakieś pięć minut temu.
Wyjąłem z uszu słuchawki iPoda i jeszcze przez chwilę gapiłem się przez przednią szybę. Zayn pochrapywał cicho na fotelu obok kierowcy, któremu zresztą chyba coś padło na mózg, skoro chciał tak bezmyślnie wydłużać trasę.
- Tak mi się wydaje, że Oklahoma to nie w tę stronę – mruknąłem poirytowany. Jeszcze jedna porcja bezkresnego, pustynnego krajobrazu ze skałami i suchą, pustynną roślinnością, a oszaleję – tego byłem pewien.
- Spokojnie Harry, chcę wam tylko coś pokazać. Pół godziny was nie zbawi.
Przecież byłem spokojny, co ona sobie myślała?
W każdym bądź razie, kiedy dojechaliśmy na miejsce i mogłem rozprostować nogi, ogarnęła mnie fala radości. Zacząłem rozciągać kończyny z tęsknotą za wygodnym łóżkiem. W czasie wielogodzinnej jazdy udało mi się zdrzemnąć może na godzinkę, więc powieki stawały się powoli znów coraz bardziej ciężkie.
Żałosne zdezorientowanie Zayna po przebudzeniu jeszcze bardziej poprawiło mi humor, więc na dobre było mi już zupełnie w tym momencie wszystko jedno, kiedy dojedziemy do celu naszej wyprawy.
- Chodźcie zobaczyć. – Carolle wspięła się na niewielką skałkę z triumfalnym uśmiechem, a ja zaintrygowany ruszyłem w jej stronę.
Zayn klął po cichu pod nosem i otrzepywał z piachu kolana, po niezdarnym wytoczeniu się z auta. Jasne plamy pozostawały jednak uparcie na jego czarnych spodniach.
Na widok, który wtedy rozpościerał się przede mną zdecydowanie nie byłem przygotowany nawet w najmniejszym calu. Nie bardzo umiałem nawet ująć w słowa tego, co formowało mi się w danej chwili w myślach. Oszołomiony otworzyłem usta z zachwytu, a zza moich pleców dobiegł mnie cichy śmiech Carolle. Zayn wdrapał się na skałkę i ustał obok mnie. Również zaniemówił.
Zastanawiałem się wtedy chyba, dlaczego nigdy wcześniej nie przyjechałem zobaczyć Wielkiego Kanionu, skoro tak często bywaliśmy w Stanach, a później tutaj zamieszkaliśmy. Bezkres piękna jakie dopływało do mnie ze skał wyrzeźbionych niegdyś przez rzekę, wypełnił mnie całego. Serce zabiło mi szybciej, kiedy pomyślałem jak bardzo pragnę, by mógł zobaczyć to także Louis.
Ciekawe co by powiedział? Pewnie skwitował by wszystko jednym, szczerym „Ja pierdolę!”, a potem zaczęlibyśmy śmiać się oboje, zupełnie bez powodu. Chyba brakowało mi takich chwil i chyba bałem się tego uczucia jak niczego innego w życiu, ale na razie wolałem o tym zwyczajnie nie myśleć. Podświadoma obrona przed tym, co chciało rozszarpać serce na drobne kawałki włączała się w moim umyśle automatycznie. I tak było okej.
- I jak? – Carolle brutalnie przerwała moją zadumę, a Zayn nareszcie odzyskał mowę. Ja chyba musiałem odczekać jeszcze kilka chwil zanim wróci mi trzeźwe myślenie.
- Niesamowite – podsumował wszystko jednym słowem brunet i zapozował do zdjęcia, które chciała zrobić mu jego dziewczyna.
- Harry, pstrykniesz nam fotkę?
Nie byłem pewien czy mam siłę stamtąd zejść, ale udało mi się jakoś zwlec ze skały i zrobić zdjęcie bez drżenia rąk.
- Zaplanowałaś jeszcze jakieś ciekawe atrakcje zanim dojedziemy na Wschodnie Wybrzeże? – zapytałem zaintrygowany, a Caroll spoważniała nagle i wymieniła się spojrzeniami z Malikiem.
No proszę, już mieli jakieś dziwne tajemnice. Uniosłem brew oczekując odpowiedzi.
- Zanim dojedziemy do Nowego Jorku, zgarniemy Sky z Bostonu. Wraca tymczasowo do domu.
Westchnąłem tylko ciężko. Nie miałem pojęcia co odpowiedzieć, więc wsiadłem bez słowa do auta i zatrzasnąłem za sobą drzwi.
- Harry, wszystko w porządku?
Kiwnąłem głową potwierdzająco, a zaraz za Zaynem do samochodu wsiadła Carolle i ruszyliśmy w dalszą trasę.
- Daję głowę, że na chwilę zrobiłeś się zielony na twarzy – skwitował i odwrócił się z powrotem do przedniej szyby.
- Mam nadzieję, że na dwudziestą będziemy w Oklahomie. Możemy się zatrzymać w jakimś motelu na noc, ale pobudka o siódmej i jedziemy dalej. – Oświadczenie płynące z ust Carolle wywołało u Zayna salwę zrezygnowanych westchnięć, a mi nie pozostało nic innego jak powrót do mojej playlisty.
Założyłem słuchawki na uszy i zastanawiałem się jak to wszystko potoczy się dalej. Nie widziałem Sky od roku, ale dokładnie pamiętałem o tym, co do niej czułem. Zdecydowanie najpiękniejsza istota, jaką kiedykolwiek widziałem na własne oczy, zawsze zdawała się być poza moim zasięgiem, dostępna jedynie w sferze marzeń i mojej czasem zbyt wybujałej wyobraźni. Pamiętam, kiedy na początku nie potrafiłem z nią nawet normalnie porozmawiać i jak bardzo winiłem Louisa za to, że nas ze sobą poznał. Nowa znajomość przysporzyła mi tylko wiele nieprzespanych nocy i kompleksów, które dawniej najzwyczajniej w świecie potrafiłem olać.
Tak czy inaczej, trochę czasu minęło on naszego ostatniego spotkania.
Pamiętam, że właśnie wtedy, w dzień pogrzebu jako jedyna nie zadawała zbędnych pytań. Podeszła do mnie na koniec i przytuliła mocno, a potem na długi czas zniknęła z mojego życia. Bez słowa, jak jakaś pieprzona bańka mydlana. Tak jak Louis - szybko i niespodziewanie. Jak moja radość. Ale do tego zdążyłem się już przyzwyczaić.
I niby znałem dokładnie wszystkie fakty, wiedziałem co się stało, ale moja podświadomość skutecznie wypierała wspomnienia tamtych wydarzeń. Szczerze mówiąc, radziła sobie z tym tak dobrze, że sam nie pamiętałem już zbyt dokładnie co się stało. I jakoś tak, wcale nie miałem zamiaru zmieniać tego stanu. Jest jak jest, żyjemy dalej, tak samo jak wcześniej, tyle że bez fanfar i wszechobecnych pijawek, które chcą wiedzieć wszystko.
Ostatnio coraz częściej przychodziły takie momenty, w których nachodziło mnie na tego typu, durne przemyślenia. Od kilkunastu godzin przemierzaliśmy razem z Zaynem i Carolle pustynne krajobrazy Nevady i Arizony, nic więc dziwnego, że obecność wiecznie tego samego widoku za oknem zaczęła w końcu lasować mi mózg.
Bez zbędnego zamieszania opuszczaliśmy Zachodnie Wybrzeże, zapuszczając się coraz bardziej w środkową część kraju. I nie wiem, do jasnej cholery, kto wpadł na jakże genialny pomysł podróży samochodem.
Droga numer czterdzieści pięć dłużyła się niemiłosiernie i kiedy ochota wyskoczenia za drzwi zaczęła mi niebezpiecznie przybierać na sile, Carolle włączyła lewy kierunkowskaz, po czym z nikomu znanych powodów skręciła prosto w sześćdzisiątkę szóstkę. A przynajmniej tak podpowiadała mi mapa, którą zacząłem przeglądać z nudów jakieś pięć minut temu.
Wyjąłem z uszu słuchawki iPoda i jeszcze przez chwilę gapiłem się przez przednią szybę. Zayn pochrapywał cicho na fotelu obok kierowcy, któremu zresztą chyba coś padło na mózg, skoro chciał tak bezmyślnie wydłużać trasę.
- Tak mi się wydaje, że Oklahoma to nie w tę stronę – mruknąłem poirytowany. Jeszcze jedna porcja bezkresnego, pustynnego krajobrazu ze skałami i suchą, pustynną roślinnością, a oszaleję – tego byłem pewien.
- Spokojnie Harry, chcę wam tylko coś pokazać. Pół godziny was nie zbawi.
Przecież byłem spokojny, co ona sobie myślała?
W każdym bądź razie, kiedy dojechaliśmy na miejsce i mogłem rozprostować nogi, ogarnęła mnie fala radości. Zacząłem rozciągać kończyny z tęsknotą za wygodnym łóżkiem. W czasie wielogodzinnej jazdy udało mi się zdrzemnąć może na godzinkę, więc powieki stawały się powoli znów coraz bardziej ciężkie.
Żałosne zdezorientowanie Zayna po przebudzeniu jeszcze bardziej poprawiło mi humor, więc na dobre było mi już zupełnie w tym momencie wszystko jedno, kiedy dojedziemy do celu naszej wyprawy.
- Chodźcie zobaczyć. – Carolle wspięła się na niewielką skałkę z triumfalnym uśmiechem, a ja zaintrygowany ruszyłem w jej stronę.
Zayn klął po cichu pod nosem i otrzepywał z piachu kolana, po niezdarnym wytoczeniu się z auta. Jasne plamy pozostawały jednak uparcie na jego czarnych spodniach.
Na widok, który wtedy rozpościerał się przede mną zdecydowanie nie byłem przygotowany nawet w najmniejszym calu. Nie bardzo umiałem nawet ująć w słowa tego, co formowało mi się w danej chwili w myślach. Oszołomiony otworzyłem usta z zachwytu, a zza moich pleców dobiegł mnie cichy śmiech Carolle. Zayn wdrapał się na skałkę i ustał obok mnie. Również zaniemówił.
Zastanawiałem się wtedy chyba, dlaczego nigdy wcześniej nie przyjechałem zobaczyć Wielkiego Kanionu, skoro tak często bywaliśmy w Stanach, a później tutaj zamieszkaliśmy. Bezkres piękna jakie dopływało do mnie ze skał wyrzeźbionych niegdyś przez rzekę, wypełnił mnie całego. Serce zabiło mi szybciej, kiedy pomyślałem jak bardzo pragnę, by mógł zobaczyć to także Louis.
Ciekawe co by powiedział? Pewnie skwitował by wszystko jednym, szczerym „Ja pierdolę!”, a potem zaczęlibyśmy śmiać się oboje, zupełnie bez powodu. Chyba brakowało mi takich chwil i chyba bałem się tego uczucia jak niczego innego w życiu, ale na razie wolałem o tym zwyczajnie nie myśleć. Podświadoma obrona przed tym, co chciało rozszarpać serce na drobne kawałki włączała się w moim umyśle automatycznie. I tak było okej.
- I jak? – Carolle brutalnie przerwała moją zadumę, a Zayn nareszcie odzyskał mowę. Ja chyba musiałem odczekać jeszcze kilka chwil zanim wróci mi trzeźwe myślenie.
- Niesamowite – podsumował wszystko jednym słowem brunet i zapozował do zdjęcia, które chciała zrobić mu jego dziewczyna.
- Harry, pstrykniesz nam fotkę?
Nie byłem pewien czy mam siłę stamtąd zejść, ale udało mi się jakoś zwlec ze skały i zrobić zdjęcie bez drżenia rąk.
- Zaplanowałaś jeszcze jakieś ciekawe atrakcje zanim dojedziemy na Wschodnie Wybrzeże? – zapytałem zaintrygowany, a Caroll spoważniała nagle i wymieniła się spojrzeniami z Malikiem.
No proszę, już mieli jakieś dziwne tajemnice. Uniosłem brew oczekując odpowiedzi.
- Zanim dojedziemy do Nowego Jorku, zgarniemy Sky z Bostonu. Wraca tymczasowo do domu.
Westchnąłem tylko ciężko. Nie miałem pojęcia co odpowiedzieć, więc wsiadłem bez słowa do auta i zatrzasnąłem za sobą drzwi.
- Harry, wszystko w porządku?
Kiwnąłem głową potwierdzająco, a zaraz za Zaynem do samochodu wsiadła Carolle i ruszyliśmy w dalszą trasę.
- Daję głowę, że na chwilę zrobiłeś się zielony na twarzy – skwitował i odwrócił się z powrotem do przedniej szyby.
- Mam nadzieję, że na dwudziestą będziemy w Oklahomie. Możemy się zatrzymać w jakimś motelu na noc, ale pobudka o siódmej i jedziemy dalej. – Oświadczenie płynące z ust Carolle wywołało u Zayna salwę zrezygnowanych westchnięć, a mi nie pozostało nic innego jak powrót do mojej playlisty.
Założyłem słuchawki na uszy i zastanawiałem się jak to wszystko potoczy się dalej. Nie widziałem Sky od roku, ale dokładnie pamiętałem o tym, co do niej czułem. Zdecydowanie najpiękniejsza istota, jaką kiedykolwiek widziałem na własne oczy, zawsze zdawała się być poza moim zasięgiem, dostępna jedynie w sferze marzeń i mojej czasem zbyt wybujałej wyobraźni. Pamiętam, kiedy na początku nie potrafiłem z nią nawet normalnie porozmawiać i jak bardzo winiłem Louisa za to, że nas ze sobą poznał. Nowa znajomość przysporzyła mi tylko wiele nieprzespanych nocy i kompleksów, które dawniej najzwyczajniej w świecie potrafiłem olać.
Tak czy inaczej, trochę czasu minęło on naszego ostatniego spotkania.
Pamiętam, że właśnie wtedy, w dzień pogrzebu jako jedyna nie zadawała zbędnych pytań. Podeszła do mnie na koniec i przytuliła mocno, a potem na długi czas zniknęła z mojego życia. Bez słowa, jak jakaś pieprzona bańka mydlana. Tak jak Louis - szybko i niespodziewanie. Jak moja radość. Ale do tego zdążyłem się już przyzwyczaić.
Także tego.
Macie mojego Harry'ego. Nie wiem kiedy dodam tutaj coś nowego (i czy w ogóle dodam), więc mam nadzieję, że spodoba się komuś to, co umieściłam powyżej i wyrazi opinię w komentarzu :D.
Where the fuck is Louis? Tylko nie mów, że go uśmierciłaś... Nie, nie mogłaś tego zrobić, prawda? Powiedz, że to prawda.
OdpowiedzUsuńLepiej będzie, jeżeli tutaj wrócisz, Kochana. Od dawien dawna nie czytam fan fiction, ale pora to zmienić dlatego jak tylko pojawia się coś nowego, od razu chcę przeczytać i poznać Ich na nowo, bo to tak, jakbym Ich gdzieś zagubiła i miała tylko swoich nielicznych bohaterów z moich historii.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się początek. Aż poczułam przypływ lata - lekki wiaterek, promienie słońca, pusta autostrada a dookoła tylko wznoszące się, czerwone i pomarańczowe wzgórza Arizony.
Jestem ciekawa tego, co stało się z Louisem i dlaczego jego koniec był taki, a nie inny. Jestem również ciekawa Sky Harry'ego, więc lepiej tutaj wracaj możliwie jak najszybciej.
Całuję,
Ally.
Już od wstępu proszę cię, abyś koniecznie tutaj wróciłam. Bo musisz. To coś pięknego, tam powyżej. Zawsze uwielbiałam twój styl i bardzo się za nim stęskniłam. Nie sądziłam, że kiedyś zaczniesz pisać FF o 1D, ale skoro już to zrobiłaś, to proszę, nie porzucaj tego opowiadania! Szczególnie dlatego, że zapowiada się naprawdę wspaniale i tajemniczo. Z nieżywym Louisem i połamanym Harrym.
OdpowiedzUsuńLula
w ogole zaczne od tego, ze to jedne z pierwszych opowiadan o 1d, ktore chlone jak odkurzacz, bo w sumie niedawno zaczela sie moja przygoda i zdazylam przeczytac tylko jedno cale opowiadanie z nimi..... w ogole to nie o ty mchcialam. jak wiesz, martus, uwielbiam to co piszesz, nawet jesli za tydzien zaczyansz cos nowego i twierdzisz, ze to dokonczysz, a nigdy nie dokanczasz i tak dalej i tak dalej.. w kazdym badz razie chodzi mi o to, ze to, chociaz takie krociutkie juz przypadlo mi do gustu i bede cie meczyc o nastewpny rozdzial zanim wpadnie ci pomysl na inne opowiadanie haha:D polubilam carolle, jest taka ciepla i wydaje sie byc bardzo pozytywna postacia. tak samo malik. a sky? boze, sky jest chyba zagadka, ktora chce jak najszybciej rozwiazac :D harry... no harry no.... no mam slabosc do niego, chociaz na poczatku sadzilam, ze jest brzydalem, ale nie jest, jest supersupersuperrrr seksowny. motyw z podroza jest ciekawy i na ogol oklepany, ale akurat ty przedstawilas go w taki sposob, ze nie mam pytan<3 czekam na dalszy ciag:)
OdpowiedzUsuńOooo czekam na wiecej Harrego i Sky <3 cos czuje, ze to bedzie dobre :-). Pf. Dobre to za malo powiedziane ;DD czekam na wiecej poinformujesz ?
OdpowiedzUsuńu-and-me-4ever.blogspot.com. :-)
fajnie pisz czekam na nexta
OdpowiedzUsuńOMG! Świetne ! Czekam na kolejny!!! Dodaj jak najszybciej <33♥
OdpowiedzUsuń